Poniższy tekst napisałam 5 lat temu, kiedy internet dopiero pokazywał swoje dorosłe oblicze. Warto zatrzymać się na chwilę i zobaczyć, gdzie świat internetu był wtedy a gdzie jest teraz.

Sylwia Szczypek

Narodziny internetu

Dziewiętnaście lat temu narodził się internet* i nikt nie wiedział co z niego wyrośnie. Przewidywania poważnie minęły się z rzeczywistością.

Spodziewano się milionów nastolatków łamiących prawo, a wyrosło pokolenie wyjątkowo dobrze obeznane z prawem autorskim i licencją Creative Commons. Przede wszystkim jest to pokolenie, które samo tworzy ramy prawne, na podstawie których działa, i o których przestrzeganie dba wyjątkowo skrupulatnie. Oczywiście piractwo istnieje, ale przed internetem też istniało. Znaleziono natomiast komplementarne formy sprzedaży. Np. jeśli zamieszczę film domowej produkcji na YouTube i wykorzystam do niego muzykę Stinga, to YouTube zapłaci Stingowi z reklam, które wyświetli przy moim filmie.

Książki miały zniknąć, a tym czasem internet zwiększa czytelnictwo a czasem nawet napędza sprzedaż publikacji drukowanych. Trudnością jest raczej nauczenie wydawców nowych zasad promocji. Należy jednak podkreślić, że 90% internetu to słowo pisane. Ludzie dziś czytają znacznie więcej niż 20 lat temu. Ale zmienia się sposób czytania. Internet zawiera taki ogrom informacji, że rzadko mamy czas na długi artykuł. Czyta się więc albo krótkie informacje albo wybrany rodzaj literatury.

Niespodziewanie jednak, oglądalność traci telewizja. Dzisiejsze panie domu coraz chętniej spędzają czas na Facebooku zamiast oglądać opery mydlane.

To tylko niektóre z przykładów zmian jakie przyniósł internet, chciałabym jednak skupić się na zmianach najbardziej gruntownych.

Internet to nie słup reklamowy

Internet został potraktowany przez starych graczy na rynku jak kolejne medium – czyli jeszcze jeden kanał sprzedaży reklam, promocji firm i produktów. To się (prawie) zupełnie nie sprawdziło, a jeśli już to bez spektakularnych sukcesów.

Internet jest kopią społeczeństwa

Dzieje się tak dlatego, że internet nie jest kolejnym słupem reklamowym. To raczej całe miasteczka z mieszkańcami, sklepikami, warsztatami, klubami zainteresowań, kościołem i biblioteką. Ludzie w internecie tworzą równoległą strukturę świata, który znają z życia, z tą tylko różnicą, że jest to świat bardziej posegregowany wg indywidualnych upodobań. W życiu nie mam wpływu na to, kto jest moim sąsiadem. W internecie mogę odwiedzać tylko te miejsca, gdzie są ludzie z podobnymi zainteresowaniami do moich i do tego są dla mnie bardzo mili.

W tych warunkach tradycyjna reklama jest odbierana przez użytkowników jak naruszenie ich prywatności. Coraz mniej ludzi klika na ogłoszenia, i stało się jasne, że kampanie reklamowe potrzebują zupełnie nowej formy. Strony, które mają dużo reklam są postrzegane jako spam.

Najważniejszym segmentem internetu są serwisy społecznościowe, ale nikt nie zakłada konta na Facebooku, żeby pogawędzić z reklamodawcami. Choć, umiejętnie wykorzystany, Facebook stwarza możliwości firmom na interakcję z klientami.

Estetyka również zeszła na dalszy plan. Najważniejsza w internecie jest interaktywność. Strony, które tylko ładnie wyglądają ale nie dają użytkownikom możliwości wypowiedzi, współistnienia i bezpośredniego kontaktu z firmą są odwiedzane tylko raz. To tak jak ładna witryna sklepowa robiąca wrażenie na przechodniach, ale za którą kryje się sklep, który jest zawsze zamknięty. Klient zobaczy ale nic nie kupi.

W efekcie niedawna forma reklamy masowej sprzedająca produkt milionom klientów staje się bezużyteczna, ustępując miejsca znacznie starszej formie osobistego kontaktu sprzedawcy z klientem i obsłudze na wysokim poziomie.

Transparentność i bezpośredniość

Innym zagadnieniem jest transparentność i interaktywność internetu. W przeszłości klienci widzieli cowboya Marlboro jako symbol wolności i życia na łonie natury.

W internecie czar pryska. Koncern Phillip Morris okazał się taką samą korporacją jak każda inna, a ludzie, którzy się za nią kryją to nie cowboye, z którymi moglibyśmy konie kraść, tylko rzesza anonimowych pracowników biurowych w szarych garniturach.

Dzięki internetowi zmieniła się nasza optyka. Nagle znaleźliśmy się bardzo blisko wielkich korporacji, możemy z nimi porozmawiać tak jakbyśmy stali w pokoju prezesa. Młodego internauty nie interesuje, że CEO jest zajętym milionerem. Dziś oczekuje się równości i interakcji jeden na jeden. Dla niektórych firm to bardzo źle, ale inne mają szansę, jakiej nie było od lat.

I tak internet zmienił ręce. Dziś duże firmy nie nadążają, a młodzi przedsiębiorcy wypełniają niszę. Większość CEO z Doliny Krzemowej nie przekroczyła trzydziestki. Ich projekty rodzą się na składakach w pokojach akademickich, kafejkach i garażach. W krótkim czasie przynoszą miliony.

Refleksja z 2019: Musiało minąć kilka lat, żeby koncern Phillip Morris dorósł do zmierzenia się ze swoim nowym, odartym ze złudzeń, wizerunkiem. Dziś to firma poszukująca dialogu społecznego, sugerująca, że jej czasy sprzedaży papierosów odchodzą do historii. A jeszcze 5 lat temu firma chwaliła się swoją dominującą pozycją na rynku tytoniowym.

Open Source

Jedną z najważniejszych zmian jest ogólnie pojęta demokratyzacja. Do tej pory rynkiem sterowały wielkie korporacje. Dziś o kierunku rozwoju internetu decyduje jego społeczność. Wielkie firmy prędzej czy później przegrywają wyścig z produktami Open Source takimi jak: Linux, Firefox, WordPress, Wikipedia.

Produkty Open Source mają swoje wady, ale są w stanie rozwijać się z prędkością niedoścignioną dla korporacji biznesowych.

 * Licząc od momentu, kiedy szeroka grupa ludzi zaczęła korzystać z internetu. Np. Windows ’95 jako pierwszy miał wbudowaną przeglądarkę Internet Explorer. W Stanach największy wpływ miała pro-internetowa kampania mediowa.